poniedziałek, 23 lutego 2009

Całoroczne "Wieczory Trzech Króli" w Zielonce

W pierwszych tygodniach Nowego jeszcze Roku 2009 światło dzienne ujrzała kiełkująca dotąd nieśmiało (ale konsekwentnie) w sercach i głowach niejednego mieszkańca naszego miasta idea. Otóż w pierwszy wtorek lutego podwoje swoje otwarła zielonkowska kawiarenka literacka: chodzi o Klubokawiarnię Melomana i Bibliofila „K + M + B”.

Od dawna ten i ów przebąkiwał, że warto byłoby stworzyć w tym mieście o barwie Nadziei takie wspólne miejsce, gdzie ludzie będą przychodzić (i wracać) po... Nadzieję właśnie. Wydaje się, że bardzo dzisiaj brakuje autentycznych spotkań między ludźmi – a już na pewno nie ma ich praktycznie wcale między osobami dość luźno powiązanymi ze sobą: mieszkańcami tego samego miasta, sąsiadami z osiedla, kamienicy, bloku. Wszyscy spragnieni jesteśmy przyjaźni i bliskości, a jednocześnie boimy się coraz bardziej otwierać na innych (i otwierać drzwi swego domu innym, rzecz jasna). Jeszcze w kościele, podczas nabożeństw czy ślubów/pogrzebów uczestniczymy, chcąc nie chcąc, w jakimś wspólnotowym wydarzeniu. Ale często obecność tam jest albo wyłącznie formalna i zdawkowa, pospieszna, w dużej mierze samotna, anonimowa albo też nie ma gdzie wylać gorącego jeszcze pięknem liturgii serca, nie ma gdzie pogadać, popatrzeć na siebie nie-wilkiem.

Wielki angielski pisarz katolicki Chesterton mawiał podobno, że niedzielna celebracja parafialnej Mszy świętej odbywa się w kościele, to prawda, ale zaraz potem jej moc i piękno powinny rozlewać się aż do przykościelnego pubu, gdzie wierni usiądą sobie przy piwie i wesołym rozhoworze. My po naszych obrzędach wracamy najczęściej do domów i w pewnym stopniu brakuje jakiegoś przedłużenia na codzienność życia tego, co się przed chwilą w świątyni stało. Owszem, są wspólnoty pielęgnujące także owo potem, choćby Neokatechumenat, gdzie po każdej liturgii celebruje się tzw. agapy – wspólnotowe biesiadowanie. Ale stosunkowo niewielu tego dobra doświadcza. A cóż powiedzieć o tych, którym wiary i przynależności do Kościoła brak? Oni jeszcze dotkliwiej odczuwają swoją samotność i nowoczesną alienację, których zewnętrznym przejawem jest – paradoksalnie – powszechnie panujące zalatanie i nieufność.

Tak więc brakuje spotkań, które nie byłyby ani rodzinnym biesiadowaniem przy suto zastawionym stole ani spożywaną w napięciu i w głębi duszy samotnie (choć w towarzystwie) kolacją biznesmenów. Brakuje także takich miejsc-katalizatorów, które by takie spotkania ułatwiały. Wydaje się, że zielonkowska inicjatywa kilku lokalnych patriotów i miłośników dobrej książki, dobrej muzyki i dobrej kompanii pragnie wyjść naprzeciw tej potrzebie. Czy się to sprawdzi? Jak zwykle – czas pokaże. Póki co, mamy całoroczne Wieczory Trzech Króli u państwa Pietrzaków: w każdy wtorek jest tam po południu przestrzeń na zwykłe tête-à-tête przy małej czarnej. Organizatorzy liczą, że może ludziom będzie trochę raźniej i weselej na duszy (i w naszym mieście), jeśli gdzieś przy herbacie/kawie oraz ‘małym co nieco’ (po przystępnych cenach na każdą kieszeń) można będzie posiedzieć i pogawędzić bez ograniczeń czasowych. I gdzie cyklicznie, w każdy pierwszy wtorek miesiąca o 17-tej (a może i częściej, jeśli publiczność dopisze) odbywać się przy tym będą wieczory autorskie znanych pisarzy, publicystów, reżyserów, muzyków. Projekcje filmów i dyskusje...

A skąd Kacper, Melchior i Baltazar jako Patronowie takiej właśnie czasoprzestrzeni dla wspólnoty lokalnej? Bo z jednej strony chciałoby się z nimi podążać w owo wielkie Nieznane, cierpliwie i do końca, z pokorą szukając Prawdy, jakże często w ciemnościach ukrytej i w pośpiechu przeoczonej. Z drugiej strony chcielibyśmy, by się tutaj właśnie, w Zielonce, U Pietrzaków, zatrzymali; by z nami pobyli. Byśmy się wraz z nimi nacieszyli ową Gwiazdą Nadziei, która ich prowadzi. I która – także dzięki bliskości człowieka z drugim człowiekiem – może przez cały rok świecić i ogrzewać.

Katarzyna Pereira


Artykuł zostanie opublikowany w pierwszym numerze gazety Zielonka wydawanej w tymże mieście

Brak komentarzy: